Powodów, dla których z bogatej oferty zajęć dostępnych na rynku moje klientki wybierają Pilates jest wiele. Przychodzą, by znaleźć chwilę dla siebie, zapomnieć o problemach, zrelaksować się, poszukać nowych wyzwań czy po prostu z czystej ciekawości. Przeważają jednak osoby, które dosłownie i w przenośni przynoszą ze sobą dorobek wielu lat niewłaściwych nawyków ruchowych. Ujawniające się z wiekiem wady postawy, pogłębiane są często przez niechęć do podejmowania jakiejkolwiek aktywności fizycznej wynikającą zwykle z uczucia sztywności w kręgosłupie, bólu kolan, czy uczucia ogólnego zmęczenia.
Podróż do przeszłości
Dzisiaj w przychodni lekarza rodzinnego byłam świadkiem scenki, która przypomniała mi czasy dawno minione . Odbyłam moją osobistą podróż do przeszłości.
Czekając w kolejce, przeglądając niezbyt ciekawe artykuły w gazetce, moje ucho podchwyciło fragment rozmowy, prowadzonej przez dwie panie w średnim wieku. Było narzekanie na kolejki, niechęć lekarzy funduszu do przeprowadzania badań profilaktycznych, odległe terminy u specjalistów, też z funduszu, a potem wizyty prywatne rozpoczynające się w rejestracji hasłem „proszę dowód osobisty i 150 zł”, rezonans robiony tego samego dnia i tak dalej. Temat doskonale znany.
Jednak nie na tym polegała moja podróż do przeszłości. Otóż, kobieta, która wyżalała się swojej kolejkowej sąsiadce, przyszła do lekarza z rezonansem odcinka lędźwiowego kręgosłupa, skarżąc się, że nie może już ani siedzieć, ani chodzić, wszystko ją boli, nie może pracować i chciałaby tylko, by lekarz przepisał jej zabiegi fizjoterapeutyczne, by mogła wrócić do pracy. Dalej nic nadzwyczajnego. Po czym wstała z trudem z krzesła i podeszła pod gabinet. I wtedy zobaczyłam siebie sprzed 15, może 20 lat. Pochylona w przód sylwetka, spłaszczona lordoza lędźwiowa, ręka na tzw. krzyżu , grymas bólu na twarzy, spięte, uniesione ramiona i niepewny krok. Po pewnym czasie wyszła z gabinetu trochę już w lepszym nastroju; pewnie przepisano jej zabiegi. To też mi przypomniało siebie z dawnych lat. Kiedy po ataku, podobno rwy kulszowej, który zdarzał mi się średnio kilka razy do roku, dostawałam serię zastrzyków z witaminy B12, kilka zabiegów u masażysty i fizjoterapeuty, po czym wyprostowywałam się (tak mi się przynajmniej zdawało, chociaż stare zdjęcia pokazują coś innego) i było super… do następnego pochylenia się nad wanną, by umyć włosy lub nad dziecięcym łóżeczkiem, gdy zastygałam na jakiś czas w pozycji pochylonej, by z trudem „postawić się do pionu” jak kobieta w przychodni i zacząć zabawę z zabiegami do nowa.
Wtedy nikt nie słyszał w Polsce o Pilatesie. Była gimnastyka korekcyjna, ale któż z dorosłych chciałby chodzić na ćwiczenia, które kojarzyły się jedynie z wadami postawy u dzieci? Rehabilitacja, owszem pomagała, ale chodziło się na nią bardzo krótko, z przepisu lekarza. Poza tym, wszyscy dookoła skarżyli się na bóle krzyża, ataki rwy kulszowej, „wypadnięcie dysku”, więc nie wydawało się to niczym dziwnym. Ot, taka przypadłość związana z wiekiem, z którą należało się pogodzić.
Od tego czasu wiele się zmieniło na lepsze. Mamy coraz większą świadomość jak ważna jest profilaktyka w zapobieganiu schorzeniom kręgosłupa. Właściwie to nie mamy wyboru. Siedzący tryb życia jaki prowadzimy, wpędza nas prędzej czy później w choroby tzw. cywilizacyjne. Musimy walczyć z lenistwem i pobożnymi życzeniami, że problem rozwiąże ktoś za nas. Lekarz jest naszym doradcą, ale zdrowie jest w naszych rękach.
Dla mnie osobiście wszystko zaczęło się zmieniać , gdy odkryłam Pilates. Przyznam, że mnie wciągnął. Zgadzał się z moimi poglądami na życie, z moim holistycznym sposobem myślenia. Niezauważalnie wręcz dla samej siebie przestałam narzekać na nieustanny ból pleców. Co prawda, od ćwiczeń zwyrodnienia w kręgosłupie mi nie zniknęły, ale wiem, jak sobie poradzić, gdy czasami zrobię coś, czego nie powinnam. Dziesięć minut ćwiczeń dedykowanych dla mojego schorzenia i znów jestem w formie. Dziesięć minut zastępuje mi zastrzyki , tabletki i zabiegi. I co najważniejsze, nie zmierzam w kierunku maty do ćwiczeń „połamana”, jak kobieta w przychodni. Kładę się na niej ze świadomością dlaczego czuję dyskomfort i wiem doskonale, co mi pomoże. Ta wiedza jest bezcenna. By ją zdobyć, trzeba przede wszystkim wsłuchać się w potrzeby swojego ciała i mieć nauczyciela, który nauczy Cię jak ćwiczyć, doradzi co robić, by sobie pomóc. Wtedy kolejki do lekarzy specjalistów staną się zdecydowanie krótsze, a może w poczekalni zostaną już tylko puste krzesełka.